Małe jest piękne – szczególnie, gdy obok stoi długonoga modelka. Taki właśnie jest Abarth 500C. Stoisko na którym prezentował swoje walory, było równie chętnie oglądane, jak stanowiska z prężącymi muskuły najdroższymi autami sportowymi.
Abarth 500C z praktycznością i wygodą ma niewiele wspólnego. Na zupełnie przeciwnym biegunie plasuje się radość z jazdy jaką zapewnia. To po prostu bardzo sympatyczne autko i jego ciasnota jest z nawiązką rekompensowana uśmiechem na twarzy, jaki niezawodnie na twarzy kierowcy wywołuje.
O ile Fiat 500C to aniołek nad którym możemy zobaczyć chmurki to wersja Abarth ma diabelskie rogi. Czarcia moc kryje się pod maską. 140 KM potrafi dostarczyć iście szatańskiej radości – w końcu „pięćsetka” to zawodnik wagi muszej i taka moc to aż nadto, by rozbujać tego malucha.
Abarth 500C wyróżnia się kolorystyką nadwozia. Dwubarwne malowanie z dodatkowym czerwonym smaczkiem na pewno nie pozostanie na drodze niezauważone. We wnętrzu na pasażerach wrażenie zrobi skórzana tapicerka i odsuwany dach.
Na kierowcy wrażenie zrobi 140 KM mocy i skrzynia biegów ze łopatkami przy kierownicy. Wystarczy zamknąć oczy i można poczuć sie niczym w Ferrari - oczywiscie takie eksperymenty proponujemy robić w stanie spoczynku naszej bryczki.
Minusy Abartha? Tylko jeden – modelka z Genewy niestety nie jest na wyposażeniu seryjnym. No cóż, nie będziemy krytykować. W końcu do tej pory żaden producent nie zdecydował się na tak odważne wyposażenie seryjne auta. Z drugiej strony - złowienie urodziwej posażerki, na takie auto jak Abarth 500C, nie powinno być problemem.