To typowe dla wystawy SEMA, że większość wystawianych aut może budzić mieszane uczucia lub jak to się zwykło w branży motoryzacyjnej eufemistycznie określać – polaryzować.
Jednym z takich przykładów jest Toyota, która zaprezentowała m.in. Tundrę zainspirowaną stylem hot rod/kustom. Czy to był aby na pewno dobry pomysł?
Aktualny model z portfolio pickupów japońskiego producenta został pomalowany na czarny mat z charakterystycznym, wściekle-czerwonymi płomieniami wychodzącymi od przodu. Przejście pomiędzy czerwonym i czarnym kolorem odseparowano białymi pin stripem.
Także wnętrze zostało lekko odpimpowane. Old schoolowa kanapa w stylu lat 50-tych (!), nowe wykładziny i obicia – wszystko utrzymano biało-czerwonym kolorze. Paka została wyłożona drewnem z mocowaniem na deskę surfingową. N
a felgi powędrowały aerodynamiczne kołpaki od Mooneyes, popularne wśród aut bijących rekordy prędkości na wyschniętym jeziorze Bonneville (Utah). Nowe opony to model Toyo Proxes S/T. Niestety zapomniano o obniżeniu zawieszenia, czy jakimś lepszym wydechu...
Przeczytaj także: Porsche jako pickup »Choć przeróbki wykonane przez Sucker Punch Saly’s, (garaż specjalizujący się w custom motycyklach) nie budzą zastrzeżeń, co do jakości, to już sam projekt na pewno tak. Pomysł połączenia japońskiej Toyoty z typowo amerykańskim stylem kustom-hot roddingu okazał się na tyle kontrowersyjny, iż sam projekt wywoływał wśród zdecydowanej większości zwiedzających (i nie tylko) uśmiech politowania.
Hot rodowa Tundra okazała się być samobójem ze strony Japończyków, dlatego pojawianie się tym autem na wszelakich imprezach dla hot rodów lub kustomów raczej odradzamy...
