Adam Małysz wraz z pilotem Rafałem Martonem dachowali na drugim odcinku specjalnym Rajdu Gyulai Varfurdo Cupa. Nikomu na szczęście nic się nie stało, a samochód dzięki pomocy kibiców udało się postawić na koła i Mitsubishi wróciło na trasę rajdu. Polski team dojechał z 10. czasem na metę, a strata do lidera w klasyfikacji generalnej - Karoly Fazekas/Albert Horn (BMW X5), wynosi 14 min 33 s.
- Na drugim dzisiejszym OS-ie przytrafiła nam się przygoda - mieliśmy "dacha" na ciasnym lewym zakręcie. Na szczęście było to w miejscu, gdzie stało dużo kibiców, którzy podbiegli i postawili nas na koła. Niestety podczas dachowania urwał się zewnętrzny wyłącznik prądu i nie mogliśmy uruchomić auta. Zanim doszliśmy do tego co się stało i udało się usunąć usterkę upłynęło około 10 min. Dalej jechaliśmy z pękniętą szybą i połamanymi drzwiami, które musiałem trzymać jedną ręką, przez co najmniej 20 km - powiedział Marton.
- Do mety, poruszaliśmy się już bardzo wolno. Przed trzecim OS-em nie udało się usunąć wszystkich uszkodzeń, mieliśmy m.in. ograniczoną widoczność i oczywiście - gorsze tempo. Ostatnie dwa odcinki jechaliśmy już po serwisie. Co prawda nie mieliśmy przedniej szyby, ale jechaliśmy w goglach, dzięki czemu mogliśmy już powrócić do walki z czołowymi zawodnikami - dodał.